Od wielu lat, problem ubóstwa energetycznego jest poważnym problemem Unii Europejskiej. Mimo wprowadzania elektro oszczędnych elementów, pobór i tak rośnie. Owocuje to niewydolnością sieci elektrycznej, która jest zbyt bardzo obciążona i nie nadąża z dostarczaniem prądu. Na początku, problem rozwiązywano doraźnie, budową nowych elektrowni i unowocześnianiu starych. Jednak pobór rósł wielokrotnie, a dostarczanie wzrastało zaledwie o kilka procent.
Szukano metod na zaspokojenie zapotrzebowania, by nie musieć wprowadzać ograniczeń przesyłowych. W 2007 roku, świeżo upieczony prezydent Francji, Nicolas Sarkozy zaproponował, by Europa była zaopatrywana w prąd z elektrowni rozstawionych dookoła Europy. Miał na myśli czerpanie prądu z wiatru z elektrowni wiatrowych na oceanie, oraz z elektrowni słonecznych w Afryce. Pierwszy pomysł został utworzony dość szybko. Drugi natomiast przez niestabilność poszczególnych regionów oraz brak porozumienia z innymi krajami upadł. Pierwotnie, pierwsza najbardziej wydajna elektrownia miała znajdować się w Libii, jednak przez stosunek Muamara Kaddafiego, ówczesnego rządzącego tym krajem, do porozumienia nie doszło. Kością niezgody była ochrona obiektu, gdyż w myśl projektu wymagało to ochrony francuskich sił zbrojnych, na co nie chciał zgodzić się dyktator.
Teraz jednak, po 12 latach projekt doszedł do skutku. Znacznie zmieniły się jego podstawowe założenia, które uczyniły ten projekt realnym do zbudowania. Problemem w 2007 roku była wydajność i cena ogniw magazynujących energię oraz płyt, które ją zbierały. Dziś, produkuje się je i serwisuje o wiele wydajniej, dzięki czemu całe przedsięwzięcie może być przyszłością dla Europy. Na ten moment, jedyna i największa instalacja działająca w myśl tej zasady powstała w Maroku. Na jej budowę i otrzymywanie energii umowę podpisały Francja, Niemcy, Hiszpania i Portugalia. Kraje te, jednocześnie podpisały porozumienie energetyczne oraz całe ramy prawne, które umożliwią funkcjonowanie całego sojuszu. Dzięki tej energii, widmo deficytu energetycznego znacznie się oddaliło.
Maroko jest pierwszym krajem z obiektem tego typu na swojej ziemi. Już wiemy, że w najbliższej przysżłości powstaną jeszcze takie trzy, które będą dostarczać energię do krajów, których dotyczy porozumienie. A gdzie w tym jest Polska? W lipcu 2007 roku, przy konsultacjach międzynarodowych, ówczesny rząd Jarosława Kaczyńskiego uznał inwestycję za nieopłacalną i nie wpisał się do rejestru krajów zainteresowanych zieloną energią. Czy był to błąd? Z jednej strony owszem, bo widać było że to wizja przyszłości. Z drugiej jednak strony, była to inwestycja niezwykle ryzykowna, a przy tym bardzo kosztowna, co ówcześnie wymagałoby pewnych wyrzeczeń.
Dziś ceny energii rosną, mimo wielu zapowiedzi przedstawicieli rządu Mateusza Morawieckiego. Możemy być niemal pewni, że w przypadku zielonej energii, te ceny znacznie spadłyby w dół. Czy jakaś polska firma zainteresuje się projektem budowy elektrowni w Afryce? Tego na razie nie wiemy, ale być może w najbliższej przyszłości na naszym rynku również zagości afrykańska energia.