W okolicach Legnicy zwierzęta żyły w strasznych warunkach. Dzięki interwencji organizacji "Otwarte Klatki" fermą śmierci zajęła się Powiatowa Kontrola Weterynarii. Horror który przeszły zwierzęta zszokował nawet najdłużej pracujących kontrolerów.
W Lisowicach pod Legnicą swoje piekło na ziemi przeżyły kury z gatunku brojlerów. Zwierzęta były pozbawione jedzenia, były wychudzone oraz chore. Wielu z nich nie udało się uratować. Szacuje się, że śmierć w tych warunkach mogło ponieść ponad 2 tysiące zwierząt. Wszystko przez kiepską sytuację finansową właściciela.
Jak informują media, pracownicy hodowli próbowali interweniować w różnych miejscach. Zwierzęta były chore, przestały znosić jaja a ich upierzenie pokazywało, że są na skraju wyczerpania. Do tego, setki zwierząt które padły, były przetrzymywane na stertach wraz z tymi żywymi. Ryzyko epidemii było bardzo wysokie. Kondycja zwierząt była tak okropna, że żadna z ubojni nie zdecydowała się zająć zwierzętami.
Sprawą zajęły się organy weterynaryjne oraz policji. Trwa zbieranie materiału dowodowego, mające na celu postawienie właściciela placówki w stan oskarżenia. Okropne traktowanie zwierząt jest prawdziwą plagą. W ostatnim czasie jednak padł szereg wyroków bezwzględnego więzienia, które mogą poprawić ich los. Czy surowsze rozpatrywanie wyroków zmieni liczbę takich sytuacji? Tego dowiemy się wkrótce.